sobota, 15 października 2011

Rumunia - Baie Herculane

Baie Herculane. Jakież wykwintne niegdyś było to miejsce, a modne, a szykowne. Już sama nazwa wymusza prostą postawę. Poprawiamy ubranie, strzepujemy kurz ze spodni, polerujemy buty o nogawkę.
Niepotrzebnie.



Kurort od lat cierpi na chorobę posezonową. Jakby cały świat zapomniał o śpiewaczkach operowych i ich kochankach, malarzach, poetach, literatach i innych szaleńcach, którzy przyjeżdżali tu ratować nadwątlone trybem życia zdrowie. Zapach wód siarkowych trudno posądzić o właściwości lecznicze, a jednak wciąż wabi obietnicą zdrowia (bo czymże innym?) Jedyne co zostało z uzdrowiska to widok kuracjuszy popijających z butelek po mineralnej cuchnący płyn. 
 
Całą reszta miasta jest tylko smutnym wspomnieniem, jest jak Dama Pikowa, która drżącym głosem śpiewa chanson o paryskich latach młodości „ti ba, ti ba ti ba…”. Spacerujemy po mieście w deszczu. Wzdłuż głównej alei chorują domy zdrojowe, pensjonaty i ekskluzywne hotele, a tam gdzie prospekt zwęża się nieubłaganie, na trójkątnym placyku wyrasta pomnik Herculesa. Wymizerowany patron miasta moknie jak i ono. Kiedyś zapewne znał francuski, angielski, repertuar opery wiedeńskiej i nazwiska najbardziej wpływowych ludzi Europy. Teraz tylko moknie, a deszcz monotonnie przecieka przez szary dach chmur.
Ale kto odważny może iść dalej. Na końcu miasta czeka go wielki betonowy kombinat turystyczno-leczniczy. Tu windy chodzą bezszelestnie, recepcjonistki wydają klucze i wskazówki nienaganną bułgarszczyzną.
- Basen? III piętro, bezpłatnie, szatnia jedna dla wszystkich pań, dla panów jest owszem osobna, też jedna.
- Bar ? – na IV piętrze
W ciepłej, intensywnie używanej wodzie zażywają kąpieli goście kombinatu w wieku od lat 5 do 105. Kuracjusze nowej generacji, kuracjusze demokratyczni. Ciasno tu, ale nikt nie czuje się wykluczony.
Tak, w końcu i nareszcie! Wobec reumatyzmu wszyscy jesteśmy równi.



Baie Herculane – Rumunia
(siarkowe uzdrowisko)

krótki to był dzień.
słońce nie wschodzi tu od 40 lat
świt jest cieniem świtu, a tynki puchną z tęsknoty

kuracjusze sadzą kwiaty
pieni się róża niezdrowo i glicynie bez umiaru
pleśnieją girlandy na malowanym stropie pijalni

patrzę w banał okna
reumatyzm skręca balustrady, wychudzony
pomnik Herkulesa moknie na prospekcie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz