Niebo błogosławi wiernym. Zgorigrad. Mały dom w małym miasteczku. Ulicami rankiem powoli wędrują kozy, przez resztę dnia – ludzie niespiesznie, wieczorami znowu kozy, w drugą stronę. A wszyscy jednako u siebie. Góry na wyciągnięcie ręki. Ludzie z krwi i kości.
Mieszkamy u Antona i Rosy. Goszczenie innych to ich ulubione zajęcie, postanowili z tego żyć. Nam też pasuje taki układ. Rano na ganku zjadamy własny prowiant, ale po całym dniu spędzonym w górach schodzimy do jadalni, gdzie czaruje Rosa. Anton jest zachwycony i dumny. My najedzeni. Wśród parujących talerzy wymieniamy wrażenia nazbierane za dnia. Między szklankami maszerują liczne armie: bułgarska, rosyjska, polska, turecka…, niepostrzeżenie przelatują całe stulecia. Nie jest trudno rozmawiać we wszystkich słowiańskich językach, kiedy po słowach spływają gorące krople domowej rakiji.
Anton i Roza – Zgorigrad – Bułgaria
Roza ma piękne dłonie
w dłoniach waży słowa
te zwykłe jak dzień, koźlę, ryż
i słowa barwne jak słońce, papryka, pomidor
i te dźwięczne jak woda, czubrzyca, czosnek
Ze smukłych palców Rozy spływają wiersze
Rozenka – mówi syty Anton – to najlepsze
co mogło mnie spotkać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz