czwartek, 15 września 2011

Rumunia - wesele w Jakubowacu (Serbia)

Do ślubu należy jechać bryczką. Do ślubu trzeba mieć za świadka całą wieś, bo ślub jest wydarzeniem ważnym. Do ślubu trzeba pozbierać trofea i proporce wszystkich minionych pokoleń, aby przyniosły szczęście. Niech żyje młoda para! I wszyscy goście!
Jedziemy przez Jakubowac jak przez inne serbskie wsie i nagle, za sprawą chwili, z podróżnych stajemy się gośćmi weselnymi. Mamy nawet własne miejsce w orszaku. Samochody, wozy, dorożki – wszyscy powoli suną do przodu. Nie sposób przyspieszyć, trzeba celebrować. Na czele korowodu w powozie we dwa konie para młoda z drużbami ubranymi na biało lub przepasanymi szarfą. Z jednej bryczki dynda głową w dół zabita kura – prezent, albo talizman do odstraszania złych mocy. Konie drepcą nerwowo. Na podwórku zbiera się orkiestra i też drepce. Co jakiś czas wybucha gromkim marszem na saksofon, akordeon, bęben i skrzypce. Marsz się urywa, jakby grany tylko na próbę. Niespokojne instumenty wyrywają się do pieśni. Kobieta odlicza pieniądze wyszarpując banknoty ze zwitka, który szybko niknie w torebce.
- Tak, za marsza należy się tyle, a za specjalną dedykacje… no co możecie zagrać na życzenie?

Eh, do ślubu trzeba mieć za świadka cały świat! 



 
Wesele w Jakubowacu – Serbia


konie siwe, niecierpliwe
w bryczkę
kura pióra proporcem
w dół
drużbowie – panowie
szarfy na skos
na siodle wprost

a kapela
od ucha
od buta
od banknota

dobrodoszli!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz