Wspominając
siostry z Ciokloviny nie musze szukać innych dowodów na prawdziwość
tego zdania. Jakimś niewyjaśnionym zrządzeniem losu wszystkie
cztery pory roku zbiegły się w jednym czasie i jednym miejscu, aby
udowodnić nam, że świat może staną na głowie. Wszystko co
nieruchome od zawsze - poruszyło się, a co z natury w nieustannym
ruchu - stanęło w miejscu. Droga trans-alpina, mimo, że w
atlasach wije się grubą czerwoną wstążką, w rzeczywistości nie
przypomina drogi głównej. Jest natomiast z pewnością jedyna przez
te góry i tylko to tłumaczy jej czerwoną siłę przekonywania.
Potężne głazy wymagają nie tylko napędu na cztery koła, ale też
niezłych umiejętności kierowcy. Pasażer spokojnie mógłby
wysiąść i pokonać na piechotę najtrudniejsze fragmenty drogi w
tym samym czasie co podskakujący obok samochód, nie każdy jednak
chce walczyć z przenikliwym wiatrem, mroźnym deszczem i palącym
słońcem podczas krótkiego spaceru.
Jedziemy zatem i w głowach
odwracamy rzeczywistość z powrotem nogami w dół. A górą
przetaczają się ołowiane obłoki pełne gniewu, zostawiając na
gołych zboczach gór szare smugi. Nieustanna walka żywiołów już
po chwili każe niebu wybielić te same zbocza ostrym światłem
sierpniowego słońca. Nie nadążam za tym spektaklem natury, choć
jedziemy powoli.
fot. Piotr Sobstel, Michał Banaś
Droga
transalpejska – Rumunia
Agnieszce
i Piotrowi
trudno
kamień
pod kołami łamie łuki grzbietów
wiatr
przepędza pejzaż od ramy do ramy
trudno
nieruchome
tylko rzeki w dole
wstrzymane
w biegu jak oddech pejzażysty
czy
wystarczy szafiru na mchy, las i wodę
żółcieni
na kamień i trawę, grafitu
dla
wiatru, nieba i skał?
czy
to wystarczy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz