niedziela, 15 lipca 2012

Droga transalpejska – Rumunia


 

Wspominając siostry z Ciokloviny nie musze szukać innych dowodów na prawdziwość tego zdania. Jakimś niewyjaśnionym zrządzeniem losu wszystkie cztery pory roku zbiegły się w jednym czasie i jednym miejscu, aby udowodnić nam, że świat może staną na głowie. Wszystko co nieruchome od zawsze - poruszyło się, a co z natury w nieustannym ruchu - stanęło w miejscu. Droga trans-alpina, mimo, że w atlasach wije się grubą czerwoną wstążką, w rzeczywistości nie przypomina drogi głównej. Jest natomiast z pewnością jedyna przez te góry i tylko to tłumaczy jej czerwoną siłę przekonywania. 

Potężne głazy wymagają nie tylko napędu na cztery koła, ale też niezłych umiejętności kierowcy. Pasażer spokojnie mógłby wysiąść i pokonać na piechotę najtrudniejsze fragmenty drogi w tym samym czasie co podskakujący obok samochód, nie każdy jednak chce walczyć z przenikliwym wiatrem, mroźnym deszczem i palącym słońcem podczas krótkiego spaceru. 



Jedziemy zatem i w głowach odwracamy rzeczywistość z powrotem nogami w dół. A górą przetaczają się ołowiane obłoki pełne gniewu, zostawiając na gołych zboczach gór szare smugi. Nieustanna walka żywiołów już po chwili każe niebu wybielić te same zbocza ostrym światłem sierpniowego słońca. Nie nadążam za tym spektaklem natury, choć jedziemy powoli.



fot. Piotr Sobstel, Michał Banaś
 

Droga transalpejska – Rumunia
Agnieszce i Piotrowi

trudno
blejtram podskakuje na wybojach drogi

kamień pod kołami łamie łuki grzbietów
wiatr przepędza pejzaż od ramy do ramy
trudno

nieruchome tylko rzeki w dole
wstrzymane w biegu jak oddech pejzażysty

czy wystarczy szafiru na mchy, las i wodę
żółcieni na kamień i trawę, grafitu
dla wiatru, nieba i skał?

czy to wystarczy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz