Wędrujemy
na piechotę granią gór Parang. Ciepły wiatr łagodzi surowy
krajobraz wokół. Na halach zakwitają wełniane owce. Horyzont
rzeźbiony w ciemne końskie profile odcina się wyraźną kreską na
tle błękitnego nieba. Tu konie na lato idą w góry. Kiedy
nadchodzą chłody połoniny nie mogą już ich wykarmić. Wtedy wracają do ludzi. Tu konie są równie dzikie jak legendy, a ludzie
wciąż nie wymawiają na głos słów „niedźwiedź” ani „wilk”.
Mają dla nich jedno wspólne imię, które jak amulet chroni stada
owiec przed rozszarpaniem.
Tym
okolicom daleko do wygładzonych mitem i pieśnią greckich pagórków.
A jednak twarz odbita w bezgranicznie błękitnej tafli stawu wśród
skał kieruje wyobraźnię w stronę innej historii. Pięknie
tu i pusto. Nie ma nikogo prócz chłopca i jego odbicia, ale kwiat
pozostaje nadal tylko kwiatem. I jest szafirowy.
Lacul
Mija – Góry Parang w Rumunii
fot. Agnieszka Sobstel
patrzę
w taflę jak obraz
moje
zielone oczy tracą kolor
wśród
ciężkiej barwą kosodrzewiny
Płowe
włosy płowieją
nie
zamienię się w kwiat
bo
piękniejszy tu kwitnie
słodyczy
mojego uśmiechu
nie
wystarczy dla tutejszych pszczół
Echo,
najdroższa, usiądź przy mnie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz